
Wszystko, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Trzeci dzień wycieczki na Dolny Śląsk był zatem dniem powrotu w podzłotoryjskie doliny, gdzie nasze auta czekały grzecznie, by zawieźć nas do domów. Wracaliśmy z żalem, bo 9 maja 2021 okazał się być tym dniem, w którym wróciła wiosna. Albo, by tak rzec… dopiero się rozpoczęła. Ech…

Wyjeżdżamy rano z Wieszciszowic w kierunku północnym, rezygnując z ambitnego planu wspinania się na Przełęcz Rzędzińską (i to od tej gorszej strony). Przyjemnym zjazdem, z wiatrem w plecy mkniemy w kierunku Ciechanowic, jednak skręcamy na zachód, by odwiedzić zaplanowany wcześniej Browar Miedzianka. Trochę podjazdów, kilka zjazdów i wkrótce jesteśmy. Pięknie świeci słońce, można jechać na krótko, a w oddali bielą się ośnieżone szczyty Sudetów. Kawa w takich obolicznościach przyrody jest absolutnie koniecznym wyborem. Delektujemy się chwilą…

Z Miedzianki, po krótkiej wspinaczce zjeżdżamy w dolinkę rzeki Bóbr. A że to urokliwa rzeka… to jedziemy nieśpiesznie, wspominając naszą ubiegłoroczną wyprawę w Park Krajobrazowy Doliny Bobru. Świetne są te wąskie, często na jedno auto, asfaltowe dróżki wzdłuż rzek i strumieni – mknie się nimi chwilami absolutnie porywająco, a że w niedzielny poranek ruch samochodowy praktycznie w takich miejscach nie istnieje, to aż chce się jechać. Za Ciechanowicami wyjeżdżamy na wzgórza, szutrową, drogą wzdłuż pachnących kwiatami łąk i pól rzepaku. Maj… na całego.

Na wzgórzach za Świdnikiem (nie, nie tym Świdnikiem, co myślicie), gdy wyjeżdżamy wreszcie na szczyt pojawia się przed nami piękna panorama okolicy z widokiem na zamek Niesytno w Płoninie. Obecnie w ruinie, ale już z daleka widać strojące rusztowania, co pozwala mieć nadzieję, że budowla zostanie wyremontowana i udostępniona do zwiedzania. A to ciekawe miejsce – siedziba słynnego (spopularyzowanego m.in. przez Andrzeja Sapkowsiego w Trylogii Husyckiej) raubrittera śląskiego, Hayna von Czirne… uczestnika bitwy pod Grunwaldem (po tej drugiej stronie, nie naszej), awanturnika i możnowładcy (wspólnie z bratem władał 3 zamkami w okolicy, a nawet Strzelinem przez jakiś czas). Przystajemy na dłuższą chwilę, robiąc pamiątkowe fotki i w końcu ruszamy do Bolkowa.

Znowu czeka nas długi i przyjemny zjazd. Z Płonina przez Stare Rochowice prowadzi wąska, ale w znacznej części świetna szosa wzdłuż dolinki rzeczki nazwanej… Nysa Szalona… no i faktycznie ten zjazd jest lekko szalony. Wjeżdżamy do Bolkowa i rozdzielamy się przy pierwszym punkcie, gdzie można zrobić fotki zamku. W efekcie pod sam zamek w Bolkowie wjeżdża tylko jeden z nas, pozostali ruszają w trasę, zapominając o zaprowiantowaniu się w wodę na dalszą część trasy.
Wyjazd z Bolkowa zaplanowaliśmy w kierunku Gorzanowic… ma to oczywiście zaletę, bo droga prowadząca na wzgórza jest mało ruchliwa i wiedzie wśród pól. Jeśli jednak ktoś z Was dysponowałby większą ilością czasu – warto do Gorzanowic jechać przez Świny, pobliską wieś, gdzie znajdują się ruiny dawnego zamku rycerskiego Schweinhausburg. Rzecz warta odwiedzenia, więc my tam jeszcze z pewnością zajedziemy.
Ale, jako się rzekło, omijamy Świny i wjeżdżamy szlakiem rowerowym K1 na wzgórza gorzanowickie. Mijamy po drodze kilku rowerzystów, kolejnych zastajemy na punkcie widokowym – widać, że to popularny kierunek wycieczek, mimo, że spora część trasy wiedzie pod górkę. Na szczycie wzniesienia zjeżdżamy się naszą ekipą – dalej ruszamy razem. Najpierw kamienisty zjazd polną dróżką w stronę przysiółka o wdzięcznej nazwie „Sześć Domków”, a potem… zupełnie niepotrzebnie wyjeżdżamy na DK3. Niepotrzebnie, bo ruch na krajówce, mimo niedzieli, spory. I… nie przejeżdżamy nawet kilometra, gdy nagle za nami słychać huk walących w siebie pojazdów. Zatrzymujemy się na pobliskim parkingu i widzimy leżące na jezdni motocykle, które wpadły na auto jadące przed nimi. Zdecydowanie zatem odradzamy jazdę tamtym odcinkiem – lepiej, na krzyżówce w Sześciu Domkach odbić w prawo, w kierunku wsi Jastrowiec (do której my też dojedziemy, tyle, że szutrową drogą w dolince rzeczki Młynówki), będzie spokojniej i bezpieczniej, choć pewnie nie aż tak malowniczo.
W Lipie przystajemy na chwilę, bo chłopaki wyjechali z Bolkowa (gdzie jest była czynna stacja benzynowa) bez zakupienia wody na dalszą część trasy. Więc po tych kilku km podjazdów marzy im się jakikolwiek napój. Niestety, będą musieli nań poczekać aż do Dobkowa. A to już ostatnie kilometry trasy. Jeszcze tylko Świerzawa, Sędziszowa i meldujemy się w agro pod Organami Wielisławskimi. Trzy godziny jazdy (4h w trasie wliczając postoje na fotki), 55 km, niespełna 1 km pod górę. Pakujemy się i wracamy do Kórnika.

Ślad trasy na koniec (już zmieniony, by ominąć feralny odcinek DK 3).