Majątek Pillnitz do małych nie należy. Sam pałac, plus park, palmiarnia… to sporo zwiedzania. Z rowerami do parku wejść nie można, więc umawiamy się na dyżur… znaczy się Sławek musi sprawdzić okoliczne pokemony, więc jest jakby naturalnym pilnowaczem pozostawionego sprzętu. Reszta ekipy znika za pałacową bramą, na szybkie zwiedzanie.
Faktycznie szybkie. I to nie tylko dlatego, że czasu mało, ale przed wszystkim, że jest co chodzić. Prościej byłoby jeździć na rowerach, ale skoro nie wolno… zdyszani spotykamy się po kilkudziesięciu minutach przy wyjściu. Zdyszani tak, że chyba łatwiej byłoby podjechać te planowaną, acz porzuconą górkę na skraju rezerwatu przyrody Dresdner Elbtalhänge 🙂
Ruszamy wzdłuż Łaby ku celowi naszej wycieczki, czyli Moritzburgowi. Niedziela rano, tłoku nie ma, niby idzie załamanie pogody, ale go nie widać… to i czas na kawę. Przystajemy w miejscowości Loschwitz, tuż przy jednym z licznych drezdeńskich mostów. Może i się spieszy niektórym, ale trochę godności. Kawa być musi…