Rowerowe Morawy, cz. 6

Kvasice - Kromieryž - Hulin, 21 km, 49 m up.

Fajnie było, ale się skończyło. Znaczy się… to ostatni dzień wyprawy, dystansowo właściwie żaden, bo w sumie zrobimy tego dnia trzy podobnej długości odcinki, między 9 a 13 km, ale… po kolei. 

Śniadanko organizujemy sobie sami i wcinamy je sprawnie, bo plan na nadchodzący dzień jest konkretny: śniadanie, wyjazd do Kroměříža, gdzie jest kilka szybkich punktów do zaliczenia, po czym… dojazd na stację Ceske Drahy czyli czeskich kolei, by pociągiem wrócić do miejsca startu, gdzie czekają nasze auta. Zatem konkretne, czasowo i lenić się nie można. Ruszamy wzdłuż rzeki, trasą wczorajszego wypadku tych, co to mieli za mało km w nogach. Ciśniemy!

Głównym punktem programu staje się Květná zahrada, czyli Ogród Kwiatowy. Postanawiamy zwiedzić go na tyle, na ile czas pozwoli i zdecydowanie jest to miejsce warte polecenia. Choć… gdybyśmy byli trochę później, gdy zakwitnie więcej kwiatów, byłoby to zdecydowanie lepsze doznanie. Ale… tak nam się podobało. Jeśli wybieracie się w tamte rejony, warto Ogród Kwiatowy odwiedzić. 

Zwiedzanie trochę nam zajęło, ale ostatecznie okazało się, że do pociągu mamy sporo czasu, a daleko nie jest, więc… kawka. Oczywiście w podcieniach kromieryskiego rynku. A potem szybki przejazd na dworzec kolejowy do Hulina i czekanie na pociąg do Brzeclawia. 

Tak, Břeclav,bo to jeden z głównych punktów kolejowych na mapie południowych Moraw, zatrzymują się tam m.in. pociągi do Wiednia czy Budapesztu. Tam też wysiadamy , by złapać kolejny pociąg (9 minut na przesiadkę, a że mamy rowery i sakwy, a dworzec nie wspomaga takich podróżnych) to lekko nie jest. Na szczęście skład czeka, bo spóźnienie jest, choć minimalne. Pakujemy się do kolejnego pociągu i tym razem to już prawie koniec. Prawie, bo… przed Znojmo (gdzie mieliśmy ostatecznie wysiadać) trwa na trasie remont linii kolejowej, a Ceskie Drahy podstawiają komunikację zastępczą. Czyli autobusy. No cóż… za takie niespodzianki jednak podziękujemy i sami sobie będziemy komunikacją zastępczą. To tylko 9 km, co może pójść nie tak? 

Hodonice - Kucharovice, 9 km, 95 m up.

Ten ostatni odcinek wcale nie zapowiadał tego, co miało się wydarzyć. Tzn. w sumie nic się nie stało, ale… spod stacji ruszamy całą ekipą, bo po kilkuset metrowym, asfaltowym początku wbijamy na początkowo szutrowy, a potem coraz bardziej pastwiskowy odcinek terenowej trasy do miejscowości Dyja. To tam musi być remontowany jakiś most / przejazd… cokolwiek, bo nie dość, że przez ten remont nie jeżdżą dalej pociągi, to również ruch samochodowy zrzucony został z drogi nr 53 na trasy gorszej kategorii. Mhm, na drogi, którymi zamierzamy jechać. I od tego ronda, gdzie styka się droga 53 z 408 (tą mamy jechać) robi się nieprzyjemnie. Czescy kierowcy zachowują się na drodze, jakby wszyscy nagle musieli dotrzeć do domu na finał Mistrzostw Świata w futbolu, w którym gra ich narodowa reprezentacja. Tylu groźnych sytuacji nie mieliśmy chyba nigdy – nie, nie jedziemy jedną grupą, tylko rozbici na mniejsze ekipy staramy się, by było jak nas wyminąć, szkopuł w tym, że kierowcy mają to głęboko. Apogeum ma miejsce w Kucharovicach. Praktycznie 300 metrów od naszych aut – gdy wielka, kilkunastotonowa ciężarówka mija wszystkich na gazetę i tylko cudem nikt się nie przewraca. Dramat…

Ale na miejsce docieramy cało, pozostaje zapakować rowery na auta, no i oczywiście zakupić odpowiednią ilość morawskich trunków w zaprzyjaźnionej winnicy. 

Jeszcze tylko kilka godzin jazdy autami i meldujemy się w Kórniku. Piękny wypad, polecamy! A jechaliśmy tak tego dnia… (bez trasy z pociągu, bo uważamy, że lepiej jest wrócić baną do Znojmo).