Kraina Wygasłych Wulkanów (Dzień 1)

Organy Wielisławskie i my 🙂

Nie było łatwo zaplanować ten wypad. Obowiązujące obostrzenia covidowe, zwłaszcza w zakresie dostępności noclegów i wyżywienia nie nastrajały pozytywnie… jednak, gdy pod koniec kwietnia pojawiło się światełko w tunelu – udało nam się zarezerwować noclegi zgodnie z naszymi planami. Na pierwszy nocleg wybraliśmy agroturystykę Eden, u stóp Organów Wielisławskich. Warunki… do zaakceptowania, koniec końców mieliśmy tam spędzić tylko jedną noc.

Piątkowy poranek wita nas ulewą, chłodem i stalowoszarym niebem. Oj, nie jest dobrze. Na szczęście możemy sobie pozwolić, by trochę poczekać na przejaśnienia… i okazuje się, że w końcu nadchodzą. Przed 11 ruszamy na trasę, najpierw krótko asfaltem w stronę Złotoryi, a potem, przy Młynie przekraczamy rzekę i wjeżdżamy na szlak ku Organom Wielisławskim, gdzie przystajemy na obowiązkową fotkę. Nie pada 🙂

Kaczawskie klimaty

Doliną rzeki Kaczawy jedziemy w kierunku Sędziszowej, którą jednak omijamy, zjeżdżając na szlak wiodący ku Kaczawskim Singletrackom. Aby sobie pojeździć po świetnie przygotowanych zawijasach na zboczach Zawodnej (na szczycie góry stoi wieża, z której doskonale, zwłaszcza przy dobrej pogodzie, widać panoramę Karkonoszy) trzeba się jednak wskrobać na pas okolicznych wzgórz. Na szczęście wiodąca na nie droga jest szutrowa, toteż kilkudniowe opady jej nie zaszkodziły. Wbijamy na single, które – poza jednym kilkumetrowym, rozmokłym miejscem – są idealnie przygotowane do jazdy. Polecamy, naprawdę przednia zabawa.

W drodze na single…

Czas jednak jest nieubłagany – od miejsca startu praktycznie prawie się nie oddaliliśmy, a tu jeszcze tyle km do przejechania. Ruszamy więc przez Park Krajorazowy Chełmny, w kierunku Jawora. Przemykamy wąskimi asfaltami o praktycznie zerowym ruchu aut, jednak w większości trasa wiedzie po szutrowych i gruntowych drogach pobliskich wzgórz. Dwukrotnie łapie nas przelotny deszcz, ale zanim znajdziemy miejsce schronienia / próbujemy ubrać przeciwdeszczowe kurtki… ustaje i pojawia się słońce. Do Jawora zjeżdżamy żółtym szlakiem rowerowym od strony wsi Jakuszowa. Cóż, trasa jest dość wymagająca: kamienista, z płynącą całą szerokością trasy wodą… no mają rozmach na tym Dolnym Śląsku. Trzeba przyznać, że poprowadzenie szlaku rowerowego “w takich okolicznościach przyrody” jest dość ryzykowne – mniej zaawansowani rowerzyści z pewnością mieliby na nim kłopoty.

Na singlach pod Zawodną

Docieramy do Jawora. Na tamtejszym, wymiecionym przez covid i paskudne zimno rynku wcinamy obiad, po czym ruszamy pod Kościół Pokoju. Jaworska świątynia jest jedną z dwóch zachowanych (i jedną z dwóch zaplanowanych do obejrzenia)… okienko pogodowe sprawia, że na zdjęciach zaprezentuje się nam całkiem uroczo. Potem jeszcze zamek w Jaworze (choć zamkiem jest on w sumie chyba tylko nominalnie) i ruszamy dalej na szlak.

Żółty szlak… rowerowy do Jawora.

Do Strzegomia docieramy asfaltami. Wiatr sprzyja, choć wieje niemiłosiernie (byłoby ciężko jechać w przeciwną stronę). Krótki przystanek pod strzegomskimi świątyniami, po czym ruszamy w kierunku Gruszowa. Pałac Gruszów nie jest co prawda naszym ostatecznym celem (do końca nie było wiadomo, czy hotele zostaną w końcu otwarte, czy też nie), jednak to urokliwe miejsce zdecydowanie warto odwiedzić. Trochę terenem, trochę ścieżkami rowerowymi (zwłaszcza wybornym DDR-em za Jaworzyną Śląską) docieramy do Pankowa, gdzie przy drodze, skryte za drzewami, stoją ruiny zamku obronnego z XIV wieku. Schloss Penkendorf jest obecnie ruiną, której najładniejszą częścią jest most kamienny z XV stulecia. Wejście nań prowadzi przez pobliskie gospodarstwo, toteż rezygnujemy z głębszego zwiedzania.

Pałac w Jakuszowej

Do kolejnego punktu naszej wycieczki (zarazem ostatniego tego dnia) docieramy po kilku kilometrach gruntowo – asfaltowej trasy. Szybka fotka przed pałacem i już, dzięki wiatrowi w plecy, mkniemy do Marcinowic, gdzie czeka na nas nocleg w agroturystyce. Jeszcze zakupy śniadaniowe, zamówienie pizzy z pobliskiej Świdnicy, obowiązkowe mycie rowerów (Norbiś by nam nie wybaczył!) i można oddać się błogiemu lenistwu. Przejechane 92 km, 1132 m przewyższeń. Samej jazdy 6h 20 min, ale w trasie byliśmy prawie 9h.

Kościół Pokoju w Jaworze

Trasa wycieczki na koniec.