Podjazd pod Marsbach to 2 km sztajfka, która potrafi trzymać nachylenie kilkunastu procent na całkiem sporej długości. Nie jest więc lekko, a że rowery osakwione, rowerzyści najedzeni, gorąco i w ogóle pod górkę… to wjazd na szczyt trochę trwa. Zamek… oglądamy z zewnątrz, bo raz, że to prywatna hacjenda, a dwa… z bliska wygląda, jakby potrzebowała pilnego remontu. Nie jest co prawda ruiną, ale…
Ruszamy w dół. Mhm, dobrze myślicie. 2 km podjazdu o średnim nachyleniu 9% to… bardzo szybki zjazd. Z naciskiem na BARDZO 😀 Grupka na zjeździe rozpada się podobnie jak na podjeździe w końcu jednak zjeżdżamy się nad rzeką, pod urokliwym drzewem. Pytacie, jak można się zgubić na trasie z której nie ma zjazdów? Można. Ale nałóżmy na to zasłonę milczenia…
Ostatnie 20 km to już malowniczo meandrujący Dunaj, szlak pięknie wiodący wzdłuż rzeki, dwie przeprawy promowe i meldujemy się w naszym gasthausie w Untermühl. Kolacyjka, piwko… i dolce far niente, jak mawiają Włosi.