Wyruszamy w końcu z tego zupełnie wyczillowanego Großsedlitz w kierunku Pirny. Całkiem sporego miasta, położonego nad brzegiem rzeki. Zatem hasło “jedziemy w górę rzeki”, rzucone przez kierownika wycieczki, przyjęte z lekkim niedowierzaniem wkrótce ustępuje zespołowej uldze. Czeka nas zjazd, długi, szybki i całkiem przyjemny taki prawie-że sprint do miejscowości. Jest na tyle dynamiczny, że niektórzy muszą założyć na siebie dodatkowe kurteczki. I znowu rozpadamy się na małe grupki, które ostatecznie zjadą się na pirneńskim rynku. Stajemy tam na dłuższy popas, czyli kawkę / czekoladę lub bezalkoholowe… a zapaleni fotografowie z ekipy biegają po uliczkach, by obfocić to i owo. W końcu nasyceni… ruszymy pod zamek dokąd – niestety dojechać się nie da. Wdrapujemy się na rowerach na tyle blisko, na ile się da, ale gdy okazuje się, że dalej trzeba schodami… zadowalamy się wspólną fotką pamiątkową z zamkiem w tle (umownie przyjmijmy, że tak jest).